… inspirowane filmem „Miłość” Sławomira Fabickiego.
Słysząc opinie o filmie, jak też sugerując się tytułem i przeczytaną recenzją, spodziewałam się historii o tym, jak młode małżeństwo radzi sobie z kryzysem w związku. Wyobraźnia podpowiadała mi dwa możliwe scenariusze – kryzys małżeński zostaje przezwyciężony, a para odczuwa ulgę i większą bliskość lub też kryzys sprawia, że się od siebie oddalają i więź między nimi zanika. Liczyłam też na pewne oderwanie się od codziennego życia, jak to zwykle bywa, gdy ma się ochotę obejrzeć coś w weekendowe popołudnie.
Film Fabickiego nie spełnił moich wymienionych wyżej oczekiwań. Zakończenie kryzysu – chociaż pozytywne – okazało się bardzo niejednoznaczne. Zostawiło parę z niejasnymi i trudnymi uczuciami względem siebie, bliższymi kompromisu i rezygnacji niż jakiejkolwiek ulgi czy rozwiązania. Oderwanie od codziennego życia okazało się przy tej historii zupełnie niemożliwe. Pomijając sam początek kryzysu, który nie zdarza się każdej parze, film był bardzo realistyczny, chwilami nawet boleśnie. Ukazał emocje ciągnące się dniami i tygodniami, nie dające się łatwo ukoić i bardzo trudne do zaakceptowania. Zaskoczyło mnie to, że bohaterowie jednak je zaakceptowali i to z powodów dalekich od romantyzmu i pozytywnych uczuć wobec siebie. Ona była ponad jego słabością i chwiejnością nie dlatego, że nadal był mężczyzną jej marzeń. Powodem było to, że nie miała nikogo bliższego i bardzo go potrzebowała. On przyznał, że nie czuje już miłości, chociaż liczył że narodziny dziecka to zmienią. Gdy tak się nie stało, chciał odejść, ale przyjął jej motywację do pozostania razem, ponieważ prawdopodobnie czuł to samo – że nie ma nikogo bliższego.
Pozostaje niedosyt i pytanie – czy to wystarczy? Wszystkie pary zmagają się ze zmianami uczuć względem siebie i powodów, z jakich są razem. Na początku zadają sobie kluczowe pytanie: czy to miłość? W najbardziej optymistycznej wersji oboje czują, że tak i chcą spędzić ze sobą życie. Tak było w przypadku filmowej pary – byli sobą zafascynowani i nie mogli uwierzyć, że spotkali kogoś tak wyjątkowego. Taki początek może pomóc przetrwać późniejsze kryzysy, co było widać w filmie. Gdy wracali wspomnieniami do swoich początków, oboje widzieli bardzo pozytywne doświadczenia jakie ich połączyły i których nie chcieliby stracić pomimo, że uczucia zmieniły się i skomplikowały. Jednak nawet w takiej optymistycznej wersji każda para po pewnym okresie czasu konfrontuje się z rozczarowaniem i odczuciem straty tych intensywnych początkowych doznań. Niektóre pary nie potrafią sobie z tym poradzić, stwierdzają, że miłość minęła, rozstają się i szukają innych partnerów. Mogą ich znaleźć by po 2 – 3 latach scenariusz się powtórzył. Właśnie tyle czasu, upływa od momentu zakochania do odczucia, że coś się w związku zmieniło, uspokoiło, wypaliło, gdy nie ma już tak intensywnego przyciągania, różowych okularów i pragnienia, aby spędzać ze sobą każdą chwilę. Są to dość znane fakty, zarówno z życia, jak i z literatury naukowej. Organizm nie jest w stanie wytrzymać zbyt długo tak intensywnego uczucia zakochania i gdy już para zwiąże się na stałe i ma perspektywę wspólnego, bezpiecznego życia i założenia rodziny, mechanizmy adaptacyjne sprawiają, że emocje przechodzą na znacznie spokojniejszy tryb. Warto o tym wiedzieć, aby nie powtarzać cyklu rozczarowań i ponownych poszukiwań miłości życia w nieskończoność. Ten drugi etap związku – spokojniejszy i mniej ekscytujący – ma jednak wiele do zaoferowania. Nie warto bać się go i unikać. Po przeżyciu kryzysu partnerzy są w stanie znacznie bardziej realistycznie na siebie patrzeć, akceptować swoje różne cechy i trudniejsze aspekty osobowości, które nie były widoczne przez różowe okulary zakochania. Daje to ulgę, że można być kochanym pomimo, a nie za coś. Daje też większe poczucie akceptacji, swobody i bliskości. Relacja opiera się bardziej na zażyłości, wspólnych przejściach, wdzięczności, tolerancji, aniżeli na fascynacji erotycznej i wyidealizowanym obrazie partnera. Stan zakochania jest często porównywany do upojenia, ekstazy, transcendencji, również do stanów psychotycznych. Jest wyjątkowo przyjemny, stąd uczucie straty, gdy się kończy.
A wracając do filmu i pytania – co po kryzysie? Co można uznać za wystarczający powód do bycia razem, gdy czuje się stratę intensywności uczuć i pociągu do partnera? Dla bohaterów filmu była to potrzeba oparcia się na kimś i wspomnienie jak wiele dla siebie znaczyli kiedyś. Mam wrażenie, że była w tym rezygnacja i kompromis, ale nie tylko. Była w tym również potrzeba ciągłości więzi, która ma dobre i złe strony. Czasami sprawia, że człowiek tkwi w złym związku i nie może zdobyć się na zakończenie go. Często jednak chroni przed poszukiwaniem wciąż nowych wrażeń z nowymi osobami i zrywaniem relacji pod wpływem nieuchronnych rozczarowań. Po obejrzeniu filmu byłam rozczarowana, że kryzys nie zakończył się większą bliskością i ulgą, że nie nastąpiło pojednanie i triumfalne odczucie, że było warto przez to przejść. Byłam rozczarowana powodem zostania ze sobą. Ale mając na uwadze tytuł filmu, który brzmi „Miłość”, a nie „Rozczarowanie”, nie zakończyłam na tym refleksji nad tą historią. Pomyślałam, że miłość nie kończy się na rozczarowaniu i rezygnacji. Nie jest też tak, że dopiero wówczas się zaczyna, a to co było wcześniej można uznać za bajkowe, nierealistyczne i nieważne. Pomyślałam, że miłość to jest wszystko to, co można ująć w słowie „pomimo”… i że jest trudna.
Oczywiście, nie zawsze warto być ze sobą pomimo wszystko, by tylko zachować ciągłość więzi. Nie da się też jednoznacznie podsumować kiedy tak, a kiedy nie. Zwróciłam jednak szczególną uwagę na to, że ważne dla stałości związku mogą okazać się jego początki. Silna fascynacja i pożądanie nie sprawią, że będzie łatwiej przeżyć rozczarowanie. Mogą dać więcej powodów do przezwyciężenia trudnych chwil i pogodzenia się z utratą idealnego wyobrażenia partnera. Jeśli to jest ten człowiek, który wywoływał tyle pragnień i uniesień, dawał wiarę że mogę przenosić góry, potem towarzyszył w tylu ważnych chwilach i nadal jest ze mną – nie zrezygnuję z niego tak łatwo. Na koniec zamierzam więc oddać hołd gorącemu, szalonemu i popędowemu stanowi zakochania, który wbrew pozorom może mieć wiele wspólnego z dojrzałą, mądrą i trwałą miłością. Jest jeszcze pomost między nimi, czyli umiejętność radzenia sobie z odkryciem, że realność wygląda inaczej, niż wyobrażenia, ale to temat na inny artykuł… A może powód, żeby obejrzeć film, który zainspirował mnie do napisania tych słów. Zwłaszcza, że pokazuje on w mądry i głęboki sposób różne oblicza miłości – nie tylko partnerskiej.
Mariola Kijak – Tempska
psychoterapeutka, psycholog, seksuolog