“Amelia” to historia o wymyślaniu historii. Tytułowa Amelia Poulain żyje w świecie wyobraźni tak bardzo, że można zastanawiać się, czy żyje naprawdę. Kilka zdań narratora na temat jej dzieciństwa rzuca nieco światła na tę postać. Żaden narrator nie jest jednak w stanie wyjaśnić, dlaczego ktoś potrafi zagłębić się w świat marzeń tak bardzo, że nic nie powraca już później na swoje miejsce. Myślę, że jest to przede wszystkim film o wyobraźni. Obserwacje pokazują, że człowiek bez wyobraźni nie może się rozwijać, choćby dlatego, że jest to jeden z pierwszych i podstawowych sposobów, aby przetrwać i zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. To psychiczna kryjówka, ale uwaga – jedna z tych dwustronnych. Ukrywa człowieka przed światem, ale też świat przed człowiekiem. Amelia wprowadza nas w przyjemną, baśniowo-komediową atmosferę, ale przyglądając się jej bliżej, w niektórych momentach można poczuć przytłaczającą samotność bohaterki. Nieprzypadkowo jej powiernikiem staje się stary malarz, który od wielu lat nie wyszedł z domu. I choć Amelia potrafi cieszyć się drobiazgami i szczegółami jak mało kto, to czy będzie mogła poskładać i połączyć je w większą całość, albo inaczej mówiąc: stworzyć z nich jakiś związek? Gdy w pewnym momencie pojawia się mężczyzna, wraz z nim pojawia się pytanie: czy jest dla niego miejsce w Paryżu, w którym żyje Amelia? Bo kryjówka, której nikt nie odnajdzie staje się pułapką.