„Dzikie historie” to film o najtrudniejszych uczuciach. Być może nie są one najtrudniejsze do przeżywania, ale na pewno do zaakceptowania w sobie. Mowa tu o mściwości, chciwości, zawiści i zazdrości. Któż chciałby powiedzieć o sobie, że jest mściwy, chciwy, zawistny i zazdrosny? Przeważnie się do tych uczuć nie przyznajemy, chociaż zauważamy je u innych. Najczęściej robimy to, aby się przed nimi bronić i wówczas jesteśmy bardzo skłonni projektować je na otoczenie.
Znam osobiście osoby, które twierdzą, że nigdy nikomu niczego nie zazdroszczą, a cudze sukcesy i dobrobyt napawają ich wyłącznie radością. Oczywiście im nie wierzę.
Znam też takie, które opanowują mściwe impulsy w sposób przesadny. Nadstawiają drugi policzek, tkwią w dojmującym poczuciu krzywdy i frustracji. Podejrzewam, że dlatego tak dużą oglądalnością cieszą się programy o skrzywdzonych ludziach i zbrodniach.
W „Dzikich historiach” poznałam bohaterów, którzy dali się ponieść tym impulsom. Okazały się bardzo silne, czasami wręcz szokujące. Mściwość może bowiem stać się namiętnością tak bardzo wiążącą ludzi jak miłość. Może stać się sensem życia. Może doprowadzić do zniszczenia tego, co się kocha.
Bardzo łatwo stwierdzić, że takie historie dzieją się gdzieś w świecie. Słyszymy o nich w TV, znajomi mówią, że przydarzyły się znajomym ich znajomych. Kręcimy wówczas z niedowierzaniem głowami mówiąc coś w stylu: „Że też ludzie są do tego zdolni…”.
Atutem filmu jest pokazanie jak tego rodzaju uczucia zamieniają się w namiętności pochłaniające życie i odbierające rozsądek. Dzieje się to stopniowo, krok po kroku i przydarza się bohaterom dość przeciętnym, zwyczajnym, z którymi łatwo się zidentyfikować. Zwyczajne życiowe sytuacje zamieniają się w koszmar, który staje się realny, przybliża się, wciąga, w końcu pochłania bez reszty.
W każdej chwili można było się zatrzymać, wycofać. To sami bohaterowie decydowali o kolejnych krokach prowadzących do tragedii. Stawiamy te kroki razem z nimi, coraz mniej pewni czy na ich miejscu potrafilibyśmy zatrzymać się w porę.
Pojawia się pytanie – skąd destrukcyjna motywacja? Dlaczego jest tak silna i tak łatwo dać się jej ponieść? Uczucia, których dotyczy nie są przecież przez nikogo pożądane.
Moim zdaniem kluczem do zrozumienia tego mechanizmu jest upokorzenie. Człowiek upokorzony jest jednocześnie wściekły i bezradny. Trudno wyobrazić sobie gorszy zestaw uczuć i trudno go wytrzymać. Chęć wyzwolenia się przez odwet jest przeogromna. Oprócz opanowania bezradności może dać to iluzję zmazania wstydu i anulowania urazy. W dalszej perspektywie – wyrównania krzywd. Zamiana słabej pozycji ofiary na siłę i władzę może być bardzo kusząca i z tej perspektywy już łatwiej zrozumieć tę pokrętną namiętność.
mgr Mariola Kijak-Tempska
psycholog, psychoterapeuta